[I pewnego pięknego dnia
przy przejściu granicznym]
I pewnego pięknego dnia przy przejściu granicznym na koniec
zjeżdżamy się ciężarówkami po latach objazdów
w umówionym miejscu na parking, gdzie barek Zoom się nazywa
jak słodko rozprostować kości, wycierać ręce z potu i smaru
po latach kluczenia w centrum i nocy w osiedlowych alejkach
nasze dzieci padają sobie w ramiona, a my spacerujemy
wyczarowując książki, które namierzyliśmy w mieście.
I tyle wesołości na parkingu, kiedy się wydaje,
że Piotr jest już w połowie jednej ze swoich, jaki
szybki! Kelnerka uprzejmie zestawia dla nas stoliki,
lecz na górnej kondygnacji jest tyle zamętu,
więc może chodźmy na dół, tam będziemy sami.
Nasze powitalne pocałunki były jak umierające gwiazdy,
ktoś oglądał nas z drugiej strony przez mokrą lornetkę.
Kobiety wysypują zawartość nowych pięknych torebek
śmiejąc się ze wszystkich nielegalnych skarbów.
Tłumaczymy dzieciom znaczenie ostatnich słów
języka kraju, do którego mamy jechać.
Gada w nas szmat długiej drogi.
Będziemy siedzieć "aż do bólu".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz