wtorek, 28 lipca 2009

lost for words

coraz mniej piszę,
coraz częściej milczę.

poniedziałek, 27 lipca 2009

wyglądasz jak ktoś kto jest o krok od popełnienia błędu

Coraz rzadziej mnie czytasz i przez to blednę. Zanikam. Udaję, ze mnie nie ma w tym mieście, które jest zmiennocieplne jak ciało wrzucone na świat niczym na gorącą blachę kropla wody. Metafory, brzmienie słów, dom, radość, śmiech, łzy, taniec, spojrzenia. Taniec ulotnych marzeń, ulotnych spojrzeń. Śpiew w wannie, ciało, ciało, ciepło.


Zimno. Brak.










.


Czasem impuls bierze się znikąd, czasem z okładki filmu, do którego wystawia się transfer. Czasem zdarza się często i nic tego nie zmieni.

i Ty też.

piątek, 24 lipca 2009

daleko nam do oczu

Czasem żyję i dobrze mi z tym. W tych chwilach wydaje mi się, że wszystko jest gładkie jak tafla wisły wczorajszego przedpołudnia, a firanki zawsze mają barwę śnieżnobiałą. Niestety, nie zawsze tak jest. Zupełnie jak wtedy, gdy łapią mnie pewne momenty - jak skurcze mięśni po przepracowaniu - momenty, czyli myśli. Tak jak dziś, gdy wracałam z Sylwią z pracy i na Stradomiu oderwałam się od ziemi, od dialogu, przez który bardziej przemawiało zmęczenie po całym dniu, oderwałam się od siebie i zadałam sobie nagle pytanie: gdzie ja jestem?co to za miejsce? co ja tu robię? potem chłód klatki, trzaśnięcie drzwi kamienicy i znów: po co? Co mną kieruje i dokąd jeszcze dotrę?
Czasem boję się życia i tego, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przecież i to, co możliwe bywa wystarczającym.

czwartek, 16 lipca 2009

panna nikt

jest mnie dwie chyba i żadna nie potrafi dojść do głosu

środa, 8 lipca 2009

seven seconds

Nic tak nie wkurza człowieka jak zmarnowane szanse. Nic mnie tak nie irytuje jak stracona rodzina. Bo jest, ale jej nie ma. Brak umiejętności w pójściu na kompromis, ciągłe spory, kłótnie, tzw. potocznie "darcie ryja" i znęcanie się psychiczne nad człowiekiem. Najgorsze jest to, że za to wszystko ma wytłumaczenie, ale im bardziej to wytłumaczenie jest prawdziwe i ma podstawy do tego, aby zmusić się do wybaczania - tym bardziej to denerwuje (nie chcę używać mocniejszych słów).
Nigdy chyba nie przestanę żałować, że moja rodzina nie potrafi być rodziną prawdziwą. Nawet nie jest nią na pokaz. To jest grupka ludzi przebywająca w jednej strefie czasowej i miejscowej. wrrrr, jak mnie to dobija i drażni zarazem. Że patrzę w lustro i widzę tam śladowe ilości jego twarzy, znajduję swoją irytację w jego. Że jestem z nim związana genami. Czy to nie jest bezczelność? Bo dobra w tym jestem, w całkowitym wychodzeniu poza, w odcinaniu się od rzeczywistości. Przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu, choć mnie tam naprawdę nie ma duchem. To tylko ciało siedzi na krześle, dusza uciekła w inny wymiar i czeka, żeby wrócić.
Straszne, że z fajnego chłopaka, którym musiał przecież kiedyś być, stał się taki człowiek. I to wobec własnej żony i dzieci.

sobota, 4 lipca 2009

bum tarara bum

Jagody nie są dobrym sposobem na kaca. I mówiąc jagody bynajmniej nie mam na myśli jedzenia ich! Taaak, chodzi o pierwotną czynność, że tak to ujmę, czyli o zrywanie tychże. Nie jest to czynność zbyt sympatyczna nawet na trzeźwo, nie mówiąc już o zmęczonym, niewyspanym organizmie, któremu marzy się sen. No ale cóż. Moja mam jest bardzo uparta, bardziej niż ja, a może po prostu jestem dobrym dzieckiem? po 15 minutach wołania mnie, wstałam wreszcie, ubrałam się, nawet kawę wypiłam. Minę miałam straszną, ale to wcale nie jest śmieszne - w dzieciństwie miałam awersję do jeżdżenia na jagody porównywalną do jeżdżenia do dentysty - można mnie było tym spokojnie straszyć!
Teraz, po fakcie, stwierdzam, że nie było tak źle. Faktycznie, las utrzymuje chłód, węży nie widziałam, kleszcze widziałam, ale żaden się nie przyczepił (już sprawdzałam). W plecach mi coś strzykało i wyprostować się nie mogłam, ale za to będziemy mieć pyszne pierogi z jagodami. Czego się nie robi dla umorusanych twarzyczek mojej familii i moich współlokatorów, tudzież znajomych z pracy.

Aż mi się przypomniała pioseneczka (znalazłam w necie tekst), którą śpiewałam ubrana w spódniczkę z firanki i białą bluzeczkę (spódniczka była bordowa - byłam jagódką) w przedstawieniu w I klasie podstawówki (dla smaczku dodam, że to było w kościele...).


Jesteśmy jagódki, czarne jagódki,
mieszkamy w lasach zielonych, zielonych,
oczka mamy czarne, buźki granatowe,
a sukienki są zielone i seledynowe.

A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi,
idziemy na jagody, na jagody,
a nasze czarne serca, czarne serca
biją nam radośnie: bum tarara bum!

A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi,
idziemy na jagody, na jagody,
a nasze czarne serca, czarne serca
biją nam radośnie: bum tarara bum!

Jesteśmy jagódki, czarne jagódki,
mieszkamy w lasach zielonych, zielonych,
noski mamy śmieszne, rączki granatowe,
a czapeczki tez nosimy, kiedy zimno w głowę.

A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi,
idziemy na jagody, na jagody,
a nasze czarne serca, czarne serca
biją nam radośnie: bum tarara bum!



r o z k o s z n i e

;D

czwartek, 2 lipca 2009

dream on

Jeszcze trochę, jeszcze trochę deszczu i naprawdę uwierzę, że mogę się roztopić, że jestem z cukru, że mogę zniknąć. Urlop tego roku wydaje mi się być wybitnie jałowym i nie ze względu na to, że brak funduszy na ewentualne szaleństwo. Brak szaleństwa, brak chęci i brak towarzystwa. Każdy ma jakieś swoje "nowe" życie, któremu musi być lojalne i dawać mu pierwszeństwo. Nie jestem stworzona do bycia "ostatnim mohikaninem" na wydaniu, jakkolwiek to brzmi. Profesjonalnie ponoć to brzmi: singiel. Ciekawe za ile lat sama się przyznam, że to po prostu staropanieństwo?

Bredzę.


>>>...<<<

A zaraz będzie padać deszcz, czyli nareszcie coś, czego jeszcze nie było!