sobota, 22 maja 2010

nowe, nowe.

I jestem. Za sobą mam 19,5 miesiąca mieszkania na ul. Paulińskiej w pewnym starym i bardzo zmęczonym mieszkaniu. W końcu powiedzieliśmy "dość". Dość przeciekających ścian, cieknącego sufitu, rodzącego się grzyba na ścianach i pokoju przechodniego. Od dziś będziemy mieszkać jak ludzie. Tylko czy cała reszta jaką gwarantować powinno życie też przyjdzie? przez ostatnie kilka dni chodziłam podekscytowana jak wariat, szczęśliwa - na myśl o nowym tak się napełniałam się radością niesamowicie szczerą. Otwartość na nowe i takie tam. Teraz znowu czuję lęk. I lekki żal, tęsknotę. Uczucia naturalne, tak samo jak to, co nas spotyka.
"...to przychodzi spoza nas."
A może właśnie ze środka nas samych?

wtorek, 4 maja 2010

guru isn't here

Całe życie uczę innych, staram się. Większej wiary w siebie, w to, co daje im los, co może ofiarować. W dobro drugiej istoty, która w tym samym czasie co my, stawia obok kroki. To nie jest wcale aż takie trudne. Zaufanie, to coś, co jesteśmy w stanie wyłuskać na każdej płaszczyźnie, bez względu na to, jak daleko nam by było do gór, bo taki everest zaufania rośnie w każdym z nas, może pojawić się na klaśnięcie rąk. Uczę tego, ponieważ święcie w to wierzę. W ludzkość ogólnie ujętą. W ich zasady moralne, etyczne. W serca. Śmiesznym w tej sytuacji jest fakt, jak czasem dalece sama jestem od wzorców, których obecność staram się przedkładać ponad powietrze. Wątpię, boję się. Uciekam wgłąb siebie i zapinam zamek - chowam się w tym moim sztucznym śpiworze, kokonie. Mam przepływ powietrza, więc co więcej mi potrzebne? Docierają też jednostki społeczne, bez których istnieć bym nie mogła. Bo oni jednak mnie przed niczym nie uratują, nie zaczną oddychać moimi płucami, nie poczują mojej perspektywy. Nie wtłoczą swojej krwi w moje żyły i nie zaczną być. Wszyscy już jesteśmy, każde z osobna. Myślę, że zwątpiłam i z góry neguję wszelkie dobro, które może mi się przytrafić. Boję się jego przyjścia, gdyż zakładam, że nawet to, mogło by być psikusem od losu - dziś pojawić się na chwilę, by zaraz rozmyślić się i rozpierzchnąć za dnia. Czy tylko ja tak mam?