piątek, 23 października 2009

cukier jest wanilinowy, a życie piękne

Taka drobna inwersja: waniliowy - wanilinowy. Niebywałe, w jakiej ułudzie potrafimy żyć latami. Drobnostka. Ale, czy zmienia to postać rzeczy, nasze pojęcie i odbieranie świata? Bynajmniej nie. Życie zawsze jest takie, jakim chcemy je widzieć. Kiedy chaos jest w nas - jest on wszędzie, nawet na ustawieniu butelki z wodą mineralną na stole. Czuję w sobie dziwny spokój. Przeświadczenie i pewność tego, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Martwię się o bliskich mi ludzi, ale siedzi we mnie ta świadomość nadciągającego spokoju. Jest jesień, jedna z najpiękniejszych pór roku. Pewnie to sprzeczna - przecież wszystko wokół umiera, a ja mam z tego radochę - może i to nie jest normalne, ale piękne. Bo urodzi się znów. Takie życie. Coś się kończy, coś potem następuje. I tak wciąż i wciąż.
I to jest powód, dla którego warto podnosić głowę, wstępować w każdy dzień z zapałem. Zawsze warto, bez względu na to, co nastąpi.

piątek, 16 października 2009

gad demet!

To pewne, nieuniknione, przerażające, szokujące, w zasadzie, nie zmieniające wiele, ale jednak, ale wszyscy się starzejemy, cały czas, w każdej chwili. I co Ty na to?

poniedziałek, 5 października 2009

październik też jest kobietą

Part I

Jestem październikiem, ponieważ zawsze w tym miesiącu uświadamiam sobie, że życie jest linią rysowaną czubkiem buta w piasku, a ja obserwuję kolejny zakręt, zapętlenie. I co? i nic. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! Mam jakiś przypływ optymizmu, nie wiem skąd i dlaczego. Ale jest. Niech będzie, jak najdłużej. Może dlatego, że to październik? Czas, który nastraja nostalgicznie, jednakże, jest coś pięknego w tym smutkach jesiennych, oglądaniu starych filmów (ostatnio Casablanca! wspaniała rzecz), słuchaniu tony muzyki. W tym zamykaniu siebie w sobie i wychodzeniu na balkon swojego ja. Można zobaczyć siebie od tej najsłabszej strony. To tak jak z uszczypnięciem - tam, gdzie najcieńsza skóra - najbardziej zaboli. I dlatego można się ubezpieczyć, schować głębiej te miejsca, te uczucia, których nadszarpnięcie może przewrócić, zmienić kurs. Kocham jesień, mimo, że wtedy starzeję się ze zdwojoną prędkością (pozornie, ostatnio w Decafencji nie chcieli mi sprzedać piwa i pytali się o dowód! cudownie). Od zeszłego roku październik jest dla mnie czymś więcej - symbolem ponownego narodzenia się i mimo, że zatoczyłam koło, to wierzę, że to nowe cały czas przychodzi, kto wie, może czai się cały czas w pobliżu i tylko czeka na najbardziej niespodziewany moment? Jeśli nieszczęścia chodzą parami, to szczęścia ganiają stadami. Oby tak było.


Part II. List do M.
Paulińska świeci pustkami i nigdy nie było tam tak pusto, jak ostatnio. Dziś rano, gdy opuszczałam mieszkanie, wiedziałam, że po moim powrocie ostatecznie zamknie się pewien okres w moim życiu. W moim, bo w Twoim już zaczął się kolejny. Patrząc na pudła poukładane jedno na drugim, miałam przed oczami sceny z Paulińskiej sprzed roku. Przesiadywania w kuchni po powrocie z pracy, empikowe opowieści, relacje z całego dnia. Marznięcie w pokoju, debaty nad pękniętą szybą i skrzypiącą podłogą. Zimna zima i pierwsza krakowska wiosna. Ciepłe nadzieje na lepszą przyszłość i łzy. Łzy wzruszenia i łzy gniewu. Obecność. Ciało, które jest obecnością, obecność, która jest ciałem. Pamiętasz? te teksty nadal nie powstały, ale przyjdzie i ich kolej. Nie wiem nawet, co powinnam pisać, co mówić i jak dziękować. Masz rację, nie było idealnie, było swojsko. Bo tak jest w życiu, nigdy nie może być idealnie, bo to nierealne, więc wyłączając idealnie, było... niemal idealnie! Dzięki Tobie jestem. Jestem tu, gdzie jestem. I idę wciąż dalej. Ale to Ty otwarłaś tą bramkę z napisem: "nowe życie". Ściągnęłaś mnie do Krakowa, na Paulińską. I teraz ja tu zostaję i pewnie jeszcze jakiś czas będę. Ale to nic nie kończy, to tylko kolejny etap. Przecież cały czas idziemy do przodu i teraz będzie jeszcze lepiej. Wierzę w to.