Czasem żyję i dobrze mi z tym. W tych chwilach wydaje mi się, że wszystko jest gładkie jak tafla wisły wczorajszego przedpołudnia, a firanki zawsze mają barwę śnieżnobiałą. Niestety, nie zawsze tak jest. Zupełnie jak wtedy, gdy łapią mnie pewne momenty - jak skurcze mięśni po przepracowaniu - momenty, czyli myśli. Tak jak dziś, gdy wracałam z Sylwią z pracy i na Stradomiu oderwałam się od ziemi, od dialogu, przez który bardziej przemawiało zmęczenie po całym dniu, oderwałam się od siebie i zadałam sobie nagle pytanie: gdzie ja jestem?co to za miejsce? co ja tu robię? potem chłód klatki, trzaśnięcie drzwi kamienicy i znów: po co? Co mną kieruje i dokąd jeszcze dotrę?
Czasem boję się życia i tego, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przecież i to, co możliwe bywa wystarczającym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz