środa, 20 maja 2009
zatok, węzeł,oskrzel
Nigdy nie tęsknię za domem bardziej, niż wtedy, gdy jestem chora. Bo to, co boli zazwyczaj jest w liczbie mnogiej, a ja siedzę tu, sama ze swoim bólem i czuję barierę przed dzieleniem się nim z innymi. To nie to samo, co mama, czy siostra, którym mogę marudzić, narzekać, a nawet popłakać sobie z bólu. Pokrzyczeć, tupnąć, poddać się. TU muszę być silna,udawać, że wcale się nie boję, że jestem twarda. Jestem zdana tylko na siebie. Dom jest miejscem stworzonym do chorowania i do wychodzenia z chorób. Jestem więc w kuchni, na gazie jajka gotują się na bardzo twardo, bo znów zapomniałam, o której zaczęły się gotować. Myślę o swoim ciele, które stanowi moją piętę Achillesową (jak mogę tak mówić, przepraszam). Myślę, że tak naprawdę mam zapalenie oskrzela, nie oskrzeli. Że boli mnie jedna zatoka (zatok?!) i jeden węzeł chłonny. Spuchnięta szczęka też jest w końcu pojedyncza. Wszystko boli z samotności całą mnie. I to chyba największa choroba cywilizacyjna z jaką przychodzi codziennie walczyć większości ludzi na tym świecie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz