Smak życia, smak poezji. Dźwięki muzyki w głowie, w dłoni (dłonie też czują świat jak muzykę, nie wiedziałeś?). Smak powietrza, zapach ciepła.
Życie zbiera się na obrzeżach i osadza na ściance. Czy umiem je zebrać tak, aby na ściance nie zostawić nawet drobiny? A co jeśli jednak coś zostanie? Którego smaku brakuje potem? Nawet pół Polski przejechanej pociągiem nie jest w stanie mi tego opowiedzieć i przedstawić. Nawet milion ludzi nie zastąpi mi tej osoby, której w danej chwili mi brakuje, i którą chcę mieć. I nawet nie na zawsze. Choćby na rozmowę, choćby na uścisk dłoni.
Jestem jakaś rozpieprzona dziś. Gryzie mnie, co czai się po wewnętrznej stronie snu. Co tam mieszka i co tam chowa się na zawsze. I czemu wciąż mam tyle pytań niczym pięcioletnie dziecko...?
Kiedyś ułożę soundtrack do swojego życia. Wtedy sama przestanę grać siebie, zostanie muzyka. Ona opowie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz