Życie dziś smakuje kawą z mlekiem i bólem kręgosłupa. To też smak. To też część obrazka, który oglądamy po latach w snach. Są one judaszem w drzwiach, które oddzielają to, co było, od tego, co jest i co będzie. Dziś przenoszę się w przeszłość raz za razem, wspominam twarze dzieci, które zmieniły się w dorosłych i takimi zostaną. Niektóre już na zawsze. Nic nie boli tak jak śmierć młodych osób, mających życie przed sobą, mających rodziny. Ta bolączka znana jest od wieków i zawsze będzie wywierać podobne wrażenie na tych, którzy zostają. Bo co możemy zrobić? poklepać kogoś po ramieniu, uścisnąć dłoń, przytulić, zapłakać? Nie możemy nic zrobić, aby ulżyć w cierpieniach tych, którym ktoś odszedł. Czuję się fatalnie z tym, że ja żyję, jestem (chyba) zdrowa, a tak naprawdę nic nie trzyma mnie przy życiu! Owszem, mam rodzinę, ale nie założyłam jeszcze swojej własnej, nie mam nikogo, chociaż bardzo bym chciała, ale to już zupełnie inna bajka. Niech mama mi wybaczy te słowa, ale to mogłabym być ja i myślę, że byłaby to dużo mniejsza strata dla świata niż Jego śmierć.
Wojtuś, spoczywaj w spokoju.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"to mogłabym być ja i myślę, że byłaby to dużo mniejsza strata dla świata niż Jego śmierć."
OdpowiedzUsuńsobie tak wczoraj z kimś gadałem.
wyszło mniej więcej tak:
"- Ważne że jesteś.
- Dla mnie nie jest ważne, że jestem."
Przejebane z takim poczuciem, ale to poczucie bywa silniejsze od nas.
(*)
Haharcesz (mój debiutancki wpis tutaj ;P)